1. julij 2018Letnik XXI
Kratka je bila noč, dan jo je malo podaljšal.
Po vodi plava lesena raca. Poletje vene. Iz vnučke, kako rata babica? Malo počakaš.
Ponoči je naliv umil morje, kaj ga zdaj veter pometa?
O beli pepel zore nad njivami! O beli pepel zore nad njivami!
O beli pepel zore nad njivami!
Ženska odrine težki stol od mize, vstane visoko, tiha, strašna kot vzhodno cesarstvo,
in je večer.
Kamen, velik ko bik, leži sam ob reki. Ne umakne se k brezam v pripeki,
ponoči ne gre domov k ženi, nobene ni snubil, obljubil nobeni
ne rož ne otrok. Samo takrat se komaj zgane, kadar ga oče Bog tiho pokliče iz Ljubljane
z godbo v visokih linah cerkvenih, da je kamen za hip kamen ko bik na kolenih.
Krótka była noc, dzień ją trochę przedłużył.
Jest rzeczka, pływa drewniana kaczka. Lato usycha. Z wnuczki, jak robi się babcia? Tylko trochę zaczekać.
W nocy ulewa wymyła morze, co je teraz zamiata wiatr?
O biały popiół zorzy nad polami! O biały popiół zorzy nad polami!
O biały popiół zorzy nad polami!
Kobieta odsuwa ciężkie krzesło od stołu, wstaje wysoko, cicha, straszna jak wschodnie cesarstwo,
i jest wieczór.
Kamień, wielki jak byk, leży sam nad rzeką. W upale do brzóz nie ucieka,
w nocy nie idzie do domu do żony, o żadną się nie starał, żadnej
ani dzieci ani kwiatów nie obiecywał. Czasami tylko ledwie drgnie, gdy go Bóg ojciec zawoła cicho od Lublany
melodią z wysokich wież kościelnych, aż kamień przez chwilę jest kamieniem-bykiem na klęczkach.
Prevedla: Katarina Šalamun Biedrzycka