Nic nie wiem o ludziach, o szczęściu, o miłości,
bardzo późno nauczyłem się podstawowych rzeczy,
jak napisać list, jak zapalić ogień w piecyku,
jak przeboleć gorączkę, wściekłość, niepokój rozprzestrzeniający się we śnie,
potem gdy spotykałem kobiety,
mocno wierzyłem, że są zabawkami jedynie na chwilę,
nie dokuczałem im umyślnie, nie torturowałem,
nie były moimi cieniami, ani zacofanymi matkami,
aczkolwiek nie wiedziałem, aczkolwiek nie mogłem,
w jakimś deszczowym dniu umiałem kłamać tak dobrze, że sam w to wierzyłem,
wymyślałem to czy tamto,
jakieś zabawy w bajecznych zamkach, grę w ofiary,
i najważniejsze dla mnie było, że prowadzę tę grę,
że nie będę tym, który został zraniony,
szukałem kochanka i mnicha w sobie,
szukałem klucza, którym zamknąłbym te drzwi
szukałem szamanek, które czarodziejsko uwodziłyby morze,
na początku, wymyślałem głupoty,
kłamstwo za kłamstwem, zdradę po zdradzie,
szukałem ofiar,
żeby im wypić krew, zjeść duszę,
żeby była podobna do mojej,
urodzony w pustyni, prosiłem o deszcz,
tę cichą melodię deszczowych kropel, żeby na chwilę zapomnieć,
o zagubionych porankach, ostrzu w dłoni,
jak doszło do załamań, dramatów, ucieczek, porażek, biedy,
aż wreszcie przyszła samotność: deszczowa.
SŁOWO
Natasza powiedziała: idź się leczyć
Te nagie, śmierdzące słowa, schowane w nożach,
tęsknota niewypowiedzianego, milczące dni, dyskrecja,
zdrady i kłamstwa, czekanie, brak odwagi w psich oczach,
papieros na tarasie, zrozum, uszanuj i nie pytaj,
w małych pokojach hotelowych obcy grają ostatnią grę zapomnienia,
stopnie w milczeniu, rwiesz się, bierzesz oddech i idziesz,
płynący czas powtórek, uderza, aż do pełnego bólu,
SAMOTNOŚĆ
no, no, komentowała Natasza
To szalone dzwonienie w głowie,
ta naga niemoc,
wybacz mi wszystkie zdrady, kłamstwa i oszustwa,
nie mogę inaczej, stawiam i nic nie otrzymuję,
nóż odwracam ku sobie w dziedzictwie otchłani,
wściekłość pożarła poranne zorze,
w objęciach nowa maska,
stoję pośrodku zakurzonej drogi,
pieprzyć wyspy i pociągi,
zawsze na krawędzi, powracają przywidzenia,
deszcz,
deszcz,
sam,
sam.
DZIĘKUJĘ ZA KREW
połowę tego wiersza podarowała mi Natasza
Dno dna,
odblask groźnego nieba,
twoje kłamliwe słowa,
ociężałe myśli, puste,
śliska skóra żmii,
zakrwawiona ręka, która mnie dotyka,
nie, nie,
kamienie w twoich ustach,
nie mów mi o uczuciach,
twoje życie jest płytką rzeką,
każdy dzień nową maską, przebraniem,
nie, nie,
już wystarczy okrutnej gry, małych wojen,
w dłoniach naszych martwe sny,
słyszysz jak dąb pod siekierą płacze,
nie ma już słów, ani echa,
nie, nie,
dzięki za krew.
Wiersz z cyklu „Deszcz, deszcz...”
Z języka słoweńskiego przełożyła: Olga Lalić-Krowicka
DESZCZ, DESZCZ...
Nic nie wiem o ludziach, o szczęściu, o miłości,
bardzo późno nauczyłem się podstawowych rzeczy,
jak napisać list, jak zapalić ogień w piecyku,
jak przeboleć gorączkę, wściekłość, niepokój rozprzestrzeniający się we śnie,
potem gdy spotykałem kobiety,
mocno wierzyłem, że są zabawkami jedynie na chwilę,
nie dokuczałem im umyślnie, nie torturowałem,
nie były moimi cieniami, ani zacofanymi matkami,
aczkolwiek nie wiedziałem, aczkolwiek nie mogłem,
w jakimś deszczowym dniu umiałem kłamać tak dobrze, że sam w to wierzyłem,
wymyślałem to czy tamto,
jakieś zabawy w bajecznych zamkach, grę w ofiary,
i najważniejsze dla mnie było, że prowadzę tę grę,
że nie będę tym, który został zraniony,
szukałem kochanka i mnicha w sobie,
szukałem klucza, którym zamknąłbym te drzwi
szukałem szamanek, które czarodziejsko uwodziłyby morze,
na początku, wymyślałem głupoty,
kłamstwo za kłamstwem, zdradę po zdradzie,
szukałem ofiar,
żeby im wypić krew, zjeść duszę,
żeby była podobna do mojej,
urodzony w pustyni, prosiłem o deszcz,
tę cichą melodię deszczowych kropel, żeby na chwilę zapomnieć,
o zagubionych porankach, ostrzu w dłoni,
jak doszło do załamań, dramatów, ucieczek, porażek, biedy,
aż wreszcie przyszła samotność: deszczowa.
SŁOWO
Natasza powiedziała: idź się leczyć
Te nagie, śmierdzące słowa, schowane w nożach,
tęsknota niewypowiedzianego, milczące dni, dyskrecja,
zdrady i kłamstwa, czekanie, brak odwagi w psich oczach,
papieros na tarasie, zrozum, uszanuj i nie pytaj,
w małych pokojach hotelowych obcy grają ostatnią grę zapomnienia,
stopnie w milczeniu, rwiesz się, bierzesz oddech i idziesz,
płynący czas powtórek, uderza, aż do pełnego bólu,
SAMOTNOŚĆ
no, no, komentowała Natasza
To szalone dzwonienie w głowie,
ta naga niemoc,
wybacz mi wszystkie zdrady, kłamstwa i oszustwa,
nie mogę inaczej, stawiam i nic nie otrzymuję,
nóż odwracam ku sobie w dziedzictwie otchłani,
wściekłość pożarła poranne zorze,
w objęciach nowa maska,
stoję pośrodku zakurzonej drogi,
pieprzyć wyspy i pociągi,
zawsze na krawędzi, powracają przywidzenia,
deszcz,
deszcz,
sam,
sam.
DZIĘKUJĘ ZA KREW
połowę tego wiersza podarowała mi Natasza
Dno dna,
odblask groźnego nieba,
twoje kłamliwe słowa,
ociężałe myśli, puste,
śliska skóra żmii,
zakrwawiona ręka, która mnie dotyka,
nie, nie,
kamienie w twoich ustach,
nie mów mi o uczuciach,
twoje życie jest płytką rzeką,
każdy dzień nową maską, przebraniem,
nie, nie,
już wystarczy okrutnej gry, małych wojen,
w dłoniach naszych martwe sny,
słyszysz jak dąb pod siekierą płacze,
nie ma już słów, ani echa,
nie, nie,
dzięki za krew.
Wiersz z cyklu „Deszcz, deszcz...”
Z języka słoweńskiego przełożyła: Olga Lalić-Krowicka